Co naturalne, granice wszechświata rozsadza
Co sztuczne, samo się w sobie zapada
Goethe, Faust
Sylwester w olśnieniu odkrywa, że jego podróż dopiero się rozpoczyna. Świat jest zielonym wnętrzem jakiegoś wielkiego organizmu. Wrażliwa i żywa tkanka lasu nie pozwala światłu nieść bezsensownej wiedzy o jej istnieniu.
LAS JEST HORYZONTEM ZDARZEŃ
Nie wyobrażaj sobie, drogi Czytelniku, że kiedykolwiek byłeś w lesie; przechadzałeś się w swoim wyobrażeniu po płaskim dwuwymiarowym świecie pełnym ułudy, w którym majaczyły sylwetki drzew. Wyrąbywałeś i wyrywałeś z korzeniami coś, co miało ci się przydać do twojego niby-życia. Z głową pełną jazgotu ludzkich spraw, warkotu maszyn i natrętnego szumu wirtualnej rzeczywistości wchodziłeś w coś, co nazywałeś lasem, a był to tylko okaleczony obraz twoich pragnień i lęków.
Pewien młody człowiek wybrał się wczesnym latem na spacer do lasu, do puszczy w samym sercu Szwajcarii, w kantonie Schwyz. Pracował jako kelner w Hotelu Alpenblick w Stalden w Muotathal. Trzy lata wcześniej przyjechał do Szwajcarii z Bośni. Matkę i ojca zamordowano mu w czasie wojny na Bałkanach, on sam uszedł śmierci, i aż do okresu dojrzałości przebywał w sierocińcu w Zenicy. Miał na imię Sylwester; po łacinie ‘silvestris’ oznacza człowieka żyjącego w lesie. Już w sierocińcu lubił zaszywać się w gąszczu krzewów i drzew, gdy czuł się radosny lub nieszczęśliwy.
Szwajcarzy z łatwością zaakceptowali go jako obcokrajowca, miał bowiem niezwykle łagodny charakter i talent do języków, władał dobrze niemieckim i szybko „podłapał” szwajcarski dialekt, i to taki, jakim mówiono w kantonie Schwyz. Łagodność natury Sylwestra wynikała raczej z psychicznego znużenia walką pomiędzy duchową potrzebą innego świata a pamięcią straszliwej przeszłości, niż z wrodzonej właściwości jego umysłu.
Właśnie w przerwie popołudniowej miedzy godziną 14.00 a 18.00 skorzystał z okazji, aby w samotności, z dala od ludzi, w dzikim lesie, śnić o świecie pełnym niezwykłych zdarzeń.
Pojechał na rowerze w kierunku Pragelpass, drogą stromą i krętą, wymagającą niezłej kondycji i silnych mięśni; przez te trzy lata niemal codziennie trenował jazdę na rowerze po trudnych zboczach. Za pierwszą wypłatę kupił sobie rower górski, w kolorze ciemnego granatu, wprawdzie używany, ale w znakomitym stanie. Lubił ten wysiłek pedałowania pod górę, i za każdym razem robił to szybciej i sprawniej. Dojazd do lasu Bödmerenwald zajął mu zaledwie 20 minut.
Rower swój zostawił jak zwykle pod tym samym świerkiem, wielkim, o wspaniałej koronie i potężnym pniu, nazywał go pieszczotliwie „mój drogi przyjacielu". Mógł teraz przez całe trzy godziny błądzić samotnie po lesie.
Bödmerenwald jest kompleksem leśnym, w którym króluje świerk rosnący na podłożu wapiennym; puszcza pozostała dzika i nienaruszona. Ze względu na niezwykle dziwaczną rzeźbę terenu nie nadawała się na pastwiska alpejskie; głębokie rynny, zapadliska, kominy i leje krasowe utworzyły rodzaj sita, które swoimi kanałami i komorami przeszywało puszczę i wnikało w głąb leżącej pod nią jednej z najdłuższych jaskiń świata. Jaskinię nazywano Hölloch, czyli „piekielna dziura“.
Ścieżką wydeptaną przez kozice, koziorożce i sarny wnikał Sylwester w głąb puszczy. Stąpał ostrożnie, aby nie wpaść do dziur, nad którymi korzenie drzew uplotły tkaninę porosłą mchami, paprociami i krzewami jałowca. Miał na stopach lekkie adidasy trekkingowe, mógł więc bez trudu poruszać się kamienistymi szlakami zwierząt, czasami wąskimi na szerokość jednej stopy.
Klimat w Bödmerenwald na wysokości powyżej 1500 m jest dość surowy, nawiedzają go częste nagłe ulewy, latem może spaść nawet śnieg.
Sylwester prawie zawsze zabierał ze sobą ulubioną oliwkową kurtkę z goreteksu. Od samego rana była słoneczna pogoda, mimo to wiatr wiejący od zachodu powodował, że w cieniu było dość chłodno, wyciągnął więc kurtkę z małego beżowego plecaka i założył ją na siebie nie zapinając jej na suwak.
Las gęstniał oddalając się od szosy, i stawał się tajemniczy i cichy. Powalone stare drzewa porośnięte mchami przypominały żywe stworzenia, które Sylwester omijał ostrożnie, lub wspinał się na nie zręcznie. Szedł dalej i dalej. Tak bardzo czuł się u siebie w domu, że ciało samo poruszało się bezwiednie wśród dzikiej roślinności.
Jego umysł był daleko od otaczającej go rzeczywistości. Zawładnęły nim wspomnienia ze wczesnego dzieciństwa. Miał 6 lat, gdy z Mamą był na wakacjach w Jośanica niedaleko Konjic, wsi położonej wśród zalesionych gór, trochę jak w Muotathal. Matka urodziła i wychowała się w Konjic w Bośni - Hercegowinie. Dopiero po ślubie z ojcem przeprowadziła się do Zenicy, gdzie ojciec prowadził swój sklepik z tekstyliami. Tam właśnie przyszedł na świat Sylwester. Matka bardzo tęskniła za swoimi stronami, kochała góry i lasy. Często wyjeżdżała z synkiem do Konjic, całe dnie spędzali razem w okolicznych górach.
To były jego ostatnie wakacje z Mamą. Uwielbiał, gdy zabierała go na dalekie spacery po lesie, mówiła tak pięknie o drzewach. Tym razem jednak w jej oczach malował się nie tylko zachwyt, ale również i lęk: „Pamiętaj, Sylwester, zło kryje się tylko w człowieku, nigdy w lesie”. W kwietniu następnego roku w 1992 wybuchła wojna bośniacka.
Sylwester w ostatniej chwili chwycił za pień drzewa, o mały włos, a wpadłby do głębokiego leju, pośliznął się na wilgotnych porostach na brzegu dróżki. Dostrzegł nagle, że znalazł się w miejscu, w którym jeszcze nigdy nie był. Las wydał mu się czymś zupełnie innym, nie pamiętał, aby odczuwał coś podobnego wcześniej. Drzewa wysokie jak wieże stały nieruchomo i sprawiały wrażenie, jakby się coś w nich poruszyło, oddychało, ale nie był to oddech, raczej westchnienie ulgi, które jak fala przebiegło wzdłuż pnia aż po koronę.
Uświadomił sobie, że cały czas poruszał się w dziwnym napięciu, tak jakby miało wydarzyć się coś strasznego. Nie miał pojęcia skąd wzięło się to uczucie, mogło to mieć coś wspólnego z jego przeszłością, ze straszliwym losem jego matki – może drzewa rozumiały jego cierpienie?
Oczywiście, była to tylko wyobraźnia, ale jego związek z drzewami zmienił się, odniósł wrażenie, że narodził się nowy kontakt z lasem, bliskość wszystkich roślin i drzew była nadzwyczajna. Wydawało mu się, że przytuliła go matka – drzewa, krzewy, rośliny były teraz jego matką.
Na niebie pojawiają się burzowe chmury, gdzieś niedaleko uderza piorun i to tak gwałtownie, że ten dźwięk przeszywa go na wskroś. Cały jego system nerwowy atakują natrętne wspomnienia: pada strzał, mama, którą trzyma kurczowo za rękę, wydaje nagle straszliwy krzyk, upada bezwładnie na twarz i pociąga go za sobą, jej ciemne włosy zalewa czerwona posoka. Jego umysł rozpada się w ułamku sekundy. Widzi tylko czerwień, wszędzie czerwień, poraża go płacz dzieci, rozpaczliwe błagania kobiet i groźne ryki mężczyzn rozsadzają mu czaszkę, jest cały mokry od łez i krwi.
Obraz zamienia się w ulewny deszcz, niebo jak trąba powietrzna wysysa resztę wspomnień, jeszcze chwila, a Sylwester będzie pływać w deszczowej wodzie. Nawałnica trwa wieczność, jest prawdziwa i niesie ze sobą energię, która ściera na proch jego bolesną pamięć. Leży skulony na ziemi, a strumienie wody płynące z chmur obmywają kojąco jego udręczony umysł i ciało.
Wkrótce przez chmury przedziera się słońce, paruje ziemia, a wszystkie rośliny, te małe i wielkie porozumiewają się językiem, który jest mu bliski, choć go nie rozumie. Słucha uważnie każdego dźwięku. Kory drzew wyglądają jak skały, smukłe trawy jak sztylety, ciemnozielone krzewy jałowca, liście róż alpejskich dotykają go do żywego, wrastają w jego wnętrze.
Jego oczy są oczyma drzew, ich spojrzenia sięgają daleko poza wszystko, co zna i rozpoznaje. Z głęboko leżącej pod lasem jaskini wydobywa się dziwnie zimny powiew „o zapachu nie przypominającym niczego”. Ziemia w głębi czuwa nad lasem, a las chroni jej tajemnicze wnętrze.
Jak to się stało, że pamięć straciła władzę nad umysłem?
Las wkracza zdecydowanie w procesy zachodzące w neuronach mózgu i zbliża go do rzeczywistości, wszystko przemienia się w wielowymiarowy wszechświat bez czasu.
Sylwester w olśnieniu odkrywa, że jego podróż dopiero się rozpoczyna.
Świat jest zielonym wnętrzem jakiegoś wielkiego organizmu. Wrażliwa i żywa tkanka lasu nie pozwala światłu nieść bezsensownej wiedzy o jej istnieniu.
Ja, Sylwester przestaję istnieć – mówią wszystkie żywe istoty. Muotathal, kanton Schwyz, Szwajcaria nie są już punktami na mapie świata, gdy pojawia się nieznana przestrzeń - i wtedy na skrawek ziemi spływają galaktyki milczenia.